koniczynka

"Księga nonsensu"

czyli: Skąd się tu wzięły limeryki?
                                                                                                                                                                                                                           


Księga nonsensu
Rozsądne i nierozsądne wierszyki wymyślone po angielsku przez Edwarda Leara, Lewisa Carrolla, Williama Gilberta, Hilaire'a Belloca, Waltera De la Mare, Harry Grahama, Alana Milne'a, Thomasa S. Eliota i innych
napisane po polsku przez Antoniego Marianowicza i Andrzeja Nowickiego
 
(Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe, 1975)
niezbyt wielki rozmiar?

Podtytuł doskonale określa treść książki. Limeryków tu może niewiele, ale w końcu nie same tylko limeryki liczą sie w życiu... 
Prezentujemy dwa poważniejsze teksty warte przytoczenia -- przedmowę autorów i tłumaczenie "Obrony nonsensu":

 
Przedmowa

    Czasy dzielą się na łatwe i trudne, nazywane równie często ciężkimi. O łatwych czasach niewiele możemy powiedzieć, gdyż nie są nam bliżej znane. Nawet najtężsi specjaliści znają je tylko z opowiadań ludzi starszego pokolenia. Wszyscy natomiast jesteśmy wielkimi specami od czasów trudnych. I chyba już zdajemy sobie sprawę, jak duże znaczenie właśnie w tych trudnych czasach ma poczucie humoru. 
    Anglicy -- co tu ukrywać -- znacznie mieli od nas łatwiejsze życie, zwłaszcza przez te ostatnie sto pięćdziesiąt lat: my humorem, często z musu wisielczym, nieraz załatwialiśmy, a w każdym razie rozładowywaliśmy sytuacje, o jakich nie tylko filozofom, ale i Anglikom nigdy się nie śniło. Dobry, cięty, a nade wszystko celny żart dodawał otuchy i nawet ułatwiał przetrwanie przez bardzo ciężkie okresy. I dlatego nasz znakomity humor ludowy czy inteligencko-kawiarniany jest w zasadzie humorem frasobliwym. 
    Niefrasobliwość zaś jest główną cechą humoru angielskiego. Jest to humor bezprzedmiotowy, a nade wszystko -- nonsensowy. Toteż nic dziwnego, że pierwiastek nonsensu przenika niemal wszystkie utwory zebrane w tej książce; uwielbienie i zrozumienie nonsensu jest bardzo charakterystyczną cechą angielską. 
    Nonsensowi nadaje się tam rangę prawie pojęcia filozoficznego, postawy życiowej, sposobu patrzenia na świat. G. K. Chesterton uważał nawet, że nonsens daje początek nowemu kierunkowi literackiemu (a nie tylko estetycznej manierze) i w przytoczonej tu "Obronie nonsensu" wykłada całą niemal filozofię tego pojęcia, a nawet posługuje się nonsensem w swych teoretycznoreligijnych rozważaniach. 
    Ale co to jest nonsens? Może uda nam się to zrozumieć, "jeśli patrzeć będziemy na świat z tej drugiej strony", jak pisze Chesterton, i gdy wówczas ujrzymy, że "ptak jest kwiatem, który oderwał się od łańcucha łodygi i uleciał, człowiek -- czworonogiem służącym na dwóch łapach, dom -- olbrzymim kapeluszem, pod który chronimy się przed słońcem, a krzesło -- przyrządem na czterech nogach dla kaleki, co ma tylko dwie". 
    Tak mniej więcej widzą świat reprezentowani w tym zbiorze poeci od wielkich protoplastów nonsensu Edwarda Leara i Lewisa Carrolla począwszy, a skończywszy na współczesnym laureacie nagrody Nobla T. S. Eliocie, który tak wspaniale widzi "drugą stronę" opisywanych przez siebie kotów. Wierszy tych nie pisali wyłącznie zawodowi wesołkowie, ale skądinąd czcigodni, poważni profesorowie, naukowcy czy duchowni, którzy często pozostali w pamięci ludzkiej właśnie dzięki tym wierszom i wierszykom, a są one bardzo w Anglii popularne, zrośnięte już z tradycją i mową angielską -- tak samo jak cytaty z Szekspira. Każdy tam zna na pamięć wiele nonsensowych wierszy i nieraz je cytuje. Zdarza się w parlamencie czy w publicznych przemówieniach mężów stanu, że cytata z Alicji w Krainie Czarów lub trafnie przytoczony limeryk Leara nabiera wagi znakomitego argumentu. 
    Pracując nad tymi wierszami przyjęliśmy ogólną zasadę adaptacji, starając się przede wszystkim jak najwierniej oddać sens ich nonsensu. I nie mieliśmy żadnych nonsensowo-filozoficznych celów na oku, ani też nikomu nie chcieliśmy ułatwić nonsensowo-politycznej argumentacji. Szło nam po prostu o to, żeby było śmieszniej. 
    Ale może to nonsensowe spojrzenie na świat, to olśnienie nonsensem, ta umiejętność patrzenia z tej drugiej strony -- pomaga właśnie uniknąć bzdury i nonsensu w życiu? 
    Jeśliby książka nasza chociaż niektórym czytelnikom w tym pomogła -- to obaj tych wierszy tłumacze nie posiadać się będą z radości.

 

 
Z "Obrony nonsensu" Gilberta Keitha Chestertona

    Istnieją dwa odwieczne, równie ważne sposoby patrzenia na ten szary nasz świat: możemy widzieć jego szarość jako szarość zapadającego zmierzchu i możemy widzieć ją jako szarość budzącego się ranka; możemy o czymkolwiek, nawet o zwykłym żołędziu, który właśnie spadł na ziemię, myśleć, że jest praojcem -- albo że jest potomkiem dębu. Bywają chwile, gdy uginamy się pod ciężarem nie tylko zła, ale i dobra ludzkości, gdy czujemy się jedynie spadkobiercami upokarzających wspaniałości. Ale bywają również chwile, kiedy wszystko wydaje nam się proste i pierwotne, kiedy odwieczne gwiazdy stają się jedynie iskrami wzlatującymi z ogniska rozpalonego przez chłopców, kiedy wydaje nam się, że świat jest młody i szukający doświadczeń... A to, co w każdym okresie jego dziejów jest świeże, odkrywcze i zaskakujące, uzmysławia nam, że świat wciąż jeszcze trwa w okresie swego dzieciństwa. I jeżeliby zażądano od nas dowodu tej awanturniczej i odkrywczej młodzieńczości, jaka cechuje wiek dziewiętnasty, to -- zachowując cały respekt dla wieszczych i wspaniałych teorii filozoficznych tego okresu moglibyśmy odpowiedzieć, że dowód ten znaleźć można w rymach Edwarda Leara i w całej literaturze nonsensu. Dong, co ma świecący Nos jest czymś tak samo odkrywczym i oryginalnym jak pierwszy pług czy pierwsza łódź. 
    Jest w pewnym sensie prawdą, że niektórzy z największych pisarzy świata -- Arystofanes, Rabelais i Sterne -- pisywali niedorzeczności w zupełnie innym znaczeniu. Były to niedorzeczności o charakterze satyrycznym, a więc symboliczne; były to jakby nonsensowe wariacje wokół jakiejś odkrytej prawdy. Bo jest ogromna różnica między instynktem satyrycznym, który powoduje, że w wąsach kaisera widzi się coś bardzo dla niego charakterystycznego i rysuje się je coraz to większe i większe -- a instynktem nonsensu, kiedy bez żadnego w ogóle powodu wyobrażamy sobie, jak by te wąsy wyglądały na twarzy arcybiskupa Canterbury, gdyby je sobie w momencie nieuwagi zapuścił. Zdajemy sobie sprawę, że dopiero w naszym dziewiętnastym wieku możemy zrozumieć, że Quangle-Wangle nie znaczy nic i że Krainy Dżambli nie ma nigdzie na świecie. Gdyby opowieść o procesie Waleta Kier z Alicji w Krainie Czarów została opublikowana w wieku siedemnastym, uważano by ją za parodię ówczesnego przewodu sądowego; a gdyby Dong, co ma świecący Nos również ukazał się w tamtych czasach, myślano by, że jest to nieco nudna satyra na Olivera Cromwella. 
    Powołuję się tu na wyjątki z Nonsensowych rymów Edwarda Leara, gdyż jest on zarówno w znaczeniu chronologicznym, jak i zasadniczym "ojcem nonsensu". Uważam go za lepszego od Lewisa Carrolla. Ale pod jednym względem Lewis Carroll ma przewagę. Wiemy, czym był w życiu codziennym: bardzo poważnym i konwencjonalnym człowiekiem nauki, ogólnie szanowanym, pedantycznym i nieco filisterskim. Jego dziwne, podwójne życie, które wiódł na ziemi i w krainie marzeń jednocześnie, podkreśla ideę leżącą u podstaw nonsensu -- ideę ucieczki, ucieczki w świat, gdzie nic nie jest w tak przerażajmy sposób ustalone raz na zawsze, gdzie gruszki rosną na wierzbach, gdzie co drugi człowiek, jakiego się spotyka, może mieć trzy nogi. Lewis Carroll wiodący jedno życie w świecie, w którym oburza się moralnie na każdego, kto depcze trawniki, a drugie, gdzie beztrosko stwierdza, że słońce jest zielone, a księżyc niebieski, był właśnie przez to, że żył w połowie w świecie normalnym, a w połowie w świecie marzeń, doskonałym i typowym przykładem nowoczesnego nonsensu. Jego Kraina Czarów jest krainą zamieszkałą przez obłąkanych matematyków. Czujemy, że to wszystko razem jest ucieczką w świat maskaradowy; domyślamy się, że gdybyśmy mogli przeniknąć przez ich przebrania, to okazałoby się, że Humpty Dumpty i Zwariowany Kapelusznik są profesorami i doktorami teologii, którzy przebywają właśnie na umysłowych wakacjach. To znaczenie ucieczki jest na pewno mniej istotne u Leara po prostu dlatego, że Lear jest pełnoprawnym obywatelem świata nonsensu. Nie znamy tak dobrze jego biografii, jak znamy życie Lewisa Carrolla. Uważamy go trochę za postać wymyśloną i nie bardzo realną -- choćby dlatego, że gdy sam siebie opisuje, mówi nam, że ma

...Figurę jak globus, pstry włos, 
Pokiereszowany kapelusz...
    Podczas gdy Kraina Czarów Lewica Carrolla jest czysto intelektualna, Lear wprowadza zupełnie inny pierwiastek -- poetyczności i uczuciowości. Carrolla Kraina Czarów działa na zasadzie kontrastu z czystym rozsądkiem -- ale to nie jest znów taki ostry kontrast, bo mimo wszystko, ludzie zawsze patrzą na rozsądek jako na coś raczej zabawnego; Lear swoje nic nie znaczące słowa i nie istniejące istoty o nieokreślonych kształtach wprowadza bez żadnej uroczystej pompy rozsądku jako romantyczne preludia do bogatych i uroczych rymów swoich wierszy.
Dalekie są kraje i bliskie są kraje, 
Gdzie Dżamble pędzą życie; 
Zielone głowy mają, niebieskie ręce mają 
I po morzu pływają w sicie.
    To jest zupełnie inny rodzaj poezji niż poezja reprezentowana przez Lewica Carrolla, np. w Jabberwocky. Bo Carroll świadomie, z całą matematyczną ścisłością buduje swój poemat jako mozaikę nowych i tajemniczych słów. A Lear z bardziej subtelną i łagodną bezczelnością pakuje skrawki swego bajkowego "elfickiego" dialektu w sam środek prostych i zrozumiałych stwierdzeń i otumania nas tym -- aż wydaje nam się, że doskonale wiemy, co te słowa znaczą. W takich stwierdzeniach jak na przykład
I Ciocia mówiła: "Każdy wie, że przecie 
Bez paluszków Okruszkom jest lepiej na świecie".
brzmi ożywcza nuta zdrowego rozsądku -- co jest efektem, jakiego Carroll nigdy nie zdoła osiągnąć. Lear robi to ze swobodą i łatwością i zmusza nas do udawania, że doskonale wiemy, co ma na myśli, że świetnie zdajemy sobie sprawę z trudności Okruszka i że jesteśmy, równie jak autor, doświadczonymi podróżnikami po "kraju Grombolianów". 
    Twierdzenia, że nonsens jest nową literaturą (można by powiedzieć -- nowym sensem), nie dałoby się obronić, gdyby nonsens był jedynie jakimś wymysłem estetycznym. Nic prawdziwie artystycznego nie powstało nigdy z czystego artyzmu -tak jak nic rozsądnego nigdy nie powstało z czystego rozsądku... Każda wielka literatura zawsze jest alegoryczna, to znany przedstawia jakiś pogląd na świat w sposób alegoryczny. Iliada jest dlatego wielkim dziełem, bo przedstawia życie jako walkę, Odyseja -- bo przedstawia życie jako wędrówkę, Księga Hioba -- bo je przedstawia jako zagadkę... Jeśli więc nonsens ma rzeczywiście stać się nową literaturą, to musi dać swoją własną wersję kosmosu; świat nic może być tylko tragiczny, romantyczny czy religijny -- musi być również nonsensowy. I przypuszczam, że nonsens bardzo nieoczekiwanie przyjdzie z pomocą duchowemu poglądowi na świat. Religia od wieków stara się, aby ludzie zachwycali się i podziwiali "cudowność" stworzenia świata, ale zapomniała, że nic nie może być cudowne, o ile jest zarazem pełne rozsądku. Jeśli uważamy za rzecz oczywistą, że drzewo zostało stworzone po to jedynie, aby żyrafa miała co jeść -- to nie możemy się tym zachwycać ani tego podziwiać. Ale gdy spojrzymy na drzewo jako na coś, co żywa ziemia wydała ze siebie w przystępie nagłej rozrzutności i co wznosi się ku mchu bez żadnego specjalnego powodu -- to wówczas dopiero odkrywamy głowy w podziwie dla ogrodnika. I wszystko w istocie ma ten "inny powód", tę swoją drugą stronę jak księżyc -- patron nonsensu. Jeśli patrzeć będziemy na świat z tej właśnie drugiej strony, to ujrzymy, że ptak jest kwiatem, który oderwał się od łańcucha łodygi i uleciał, człowiek -- czworonogiem służącym na dwóch łapach, dom -- olbrzymim kapeluszem, pod który chronimy się przed słońcem, a krzesło -- przyrządem na czterech nogach dla kaleki, co ma tylko dwie. 
    To jest właśnie ten aspekt otaczającej nas rzeczywistości, który najpewniej prowadzi do duchowego podziwu. Jest to pełne znaczenia, że w największym religijnym poemacie, jaki istnieje, w Księdze Hioba, argumentem, który przekonać ma niewiernego, nie jest (jak to przedstawia racjonalny religionizm osiemnastego wieku) pełen ładu obraz stworzenia świata; wprost przeciwnie -- obraz stworzenia jako jakiegoś ogromnego, niezrozumiałego nierozsądku: "Czy zesłałeś deszcz na pustynię, gdzie nie ma człowieka?" 
    To proste uczucie podziwu dla otaczającego nas świata, podziwu wywołanego tym, że to, co nas otacza, jest tak zupełnie niezależne od naszych pojęć rozumowych i utartych definicji -- to właśnie uczucie jest podstawą zarówno uduchowienia, jak i nonsensu...
 
 
strona startowa